Plan wypełniony cudami
Opowiem wam historię z życia wziętą, choć to nie będzie historia z życia wzięta. O pracy z wyjątkową duszą cudownego człowieka. I o wiedzy, którą zechciał się podzielić i nauce, którą przekazał za moim pośrednictwem. O tym, jak postawy, zrozumienie i akceptacja wpływają na ludzkie jestestwo.
Anna poprosiła mnie o wsparcie. Dla swojego syna. Dla siebie. Dla całej rodziny. Przyszła do mnie skrajnie wyczerpana - w takim momencie, kiedy pytania o sens życia mnożą się najbardziej i powracają niczym brzęczące muchy. – Obraziłam się na Boga – przyznała ze smutkiem w głosie. I zaczęła mi opowiadać swoją historię…
Są takie chwile w pracy psychoterapeuty, kiedy w zetknięciu z dramatem innych ludzi łzy napływają do oczu i trudno je zatrzymać. Pomimo, że to mniej profesjonalne, a bardziej ludzkie. Nawet pomimo wielu dziesiątek wysłuchanych już historii, i wielu przejmujących opowieści, których było się obserwatorem. I bywają takie chwile na ścieżce medium, kiedy pomimo tysięcy odczytanych poruszających historii i obrazów, łzy dalej napływają do oczu. To była jedna z takich właśnie chwil. Z Anną.
Prosiła o zrozumienie przekazów. Prosiła o wsparcie dla syna. Potem dla siebie. Od razu wiedziałam, że zacznę od pomocy dla niej samej, bo wsparcie dla niej będzie wsparciem dla jej syna. Poprosiłam o rozmowę z Emilem. Był cały czas przy swojej mamie. Stał przy niej niczym rycerz, chroniąc jej delikatność i kruchość. Opowiedział mi własną historię. Z innej perspektywy niż widziała Anna. Historię wybaczenia i zrozumienia.
– Jako ludzie patrzymy na zdarzenie, w którym jesteśmy, na ten mały fragment historii. Oceniamy je, przeżywamy, zatapiamy się w nim emocjonalnie. Przerażenie, ból, rozpacz, samotność, strach, pustka. Brak zgody. Tak to czują moi bliscy. Wciąż widzę smutek i płacz. Próbuję ich pocieszyć i wesprzeć, a nie mogę. Próbuję im pokazać, że jestem, a nie chcę ich zranić lub wystraszyć. Jestem przy mamie, bo nie zostawię jej w rozpaczy. Ona jest przy mnie myślami, słowami; każdym wspomnieniem, które przywołuje; każdym zdjęciem, które bierze do ręki. Ja wciąż jestem, choć widzę to inaczej. A gdyby oni wiedzieli to co ja, wszystko byłoby prostsze i do zniesienia…
Emil opowiedział mi wtedy o umowach dusz, kontraktach zawieranych pomiędzy duszami na długo przed naszym przyjściem na ten świat. O przepływie energii, o wyrównaniu tego co wzięliśmy, z tym co dajemy, i to w każdym aspekcie istnienia. Opowiedział mi o całości obrazu, jaki zna nieśmiertelna i wszystko wiedząca dusza ludzka. Bez pojedynczych historii i zdarzeń, bez wycinków i fragmentów. O tej, która w nienazwany sposób rozumie, że rozwój osobisty i wzrost duchowy prowadzą nie tylko przez kwieciste łąki i doświadczenia pełne szczęścia, miłości, bogactwa i dobrego zdrowia, ale nawet bardziej poprzez wyboiste kamienie, czasem spacer po szkle i łzach, w samotności, podnoszeniu się po kolejnych traumach i dźwiganiu po bolesnych porażkach. Ważnym jest, jak przez te doświadczenia przejdziemy. Emil opowiedział mi o ogromnym ciężarze, jakie biorą na siebie dusze zgadzając się w umowach z innymi duszami, by w kolejnym życiu być dla nich oprawcami, katami, ściągać na nie zagrożenie, ranić, szkodzić, odejść w najmniej spodziewanym momencie… Umowy obejmują z reguły wiele dusz, bo dane doświadczenie angażuje je w różny sposób i w różnym zakresie, obsadzając w kolejnych i różnych rolach. Opowiedział mi o ciężarze, jaki wiąże się z byciem twardym nauczycielem dla innej duszy, by móc otworzyć jej drogę na dalszy rozwój i wznoszenie ku Światłu… O ciężarze, jaki wziął na siebie jego przyjaciel „od dziecka”, kiedy wsiadł za kierownicę mając prawdopodobnie świadomość ograniczoną alkoholem… Kiedy zabrał ze sobą Emila, i kiedy na drodze prawdopodobnie nie zapanował nad autem… Emil zginął w tym tragicznym wypadku. To było osiem tygodni wcześniej. Miał zaledwie 20 lat i całe życie przed sobą. Jego przyjaciel „od dziecka” przeżył. Dusza Emila wie, że tamten chłopak będzie niósł ogromny ciężar przez całe swoje życie. Karmiczne doświadczenie - rezultat umowy wielu dusz pomiędzy sobą, pozostawił jednych w rozpaczy, innych w poczuciu winy, kogoś w emocji nienawiści, kogoś innego w poczuciu obrażenia na Stwórcę… Bez zrozumienia, że wybory doświadczeń dusz odbywają się bez ingerencji Stwórcy. Bez zrozumienia, że każda lekcja we Wszechświecie ma swój cel i ten cel jest zawsze pozytywny: uczynić mocniejszym, mądrzejszym, zahartowanym. Zrozumieć, dotknąć, zmierzyć się z największym lękiem i oswoić go. Otworzyć się na prawdę, że poznane źródło strachu przestaje nieść strach. A świadomość przynosi akceptację i wybaczenie, innym i samemu sobie. Bo czy dusza wybrałaby coś ponad to, co jej samej służy w najwyższym stopniu…?
Przekazy od syna poruszyły Annę. Mówił o honorze, powtarzał kilka razy to słowo, i choć ja tego nie rozumiałam, to kiedy powiedziałam o tym Annie, ona zrozumiała od razu. To było jak olśnienie! Po raz pierwszy zobaczyłam u niej lekki uśmiech. Potrzebowała potwierdzenia, że on słyszy wszystkie słowa, które do niego kieruje – i to potwierdzenie otrzymała. Po tej sesji i zastosowaniu oczywiście dodatkowych metod terapeutycznych była gotowa, by pozwolić Emilowi odejść tam, gdzie jego miejsce. On był już zmęczony i czekał, by móc pójść dalej i nie obciążać swoich najbliższych ani energetycznie, ani emocjonalnie. Jego bliscy wciąż mocno odczuwali zarówno emocje jego duszy, jak i wypływ energii, która miała go utrzymać w ich otoczeniu.
- Mamo, ja nie chcę abyś płakała. Jest mi wtedy ciężko i trudno, bo czuję wszystkie twoje emocje. I stoję w zatrzymaniu, bo twój smutek i łzy są dla mnie zbyt ciężkie, bym mógł pójść dalej. Mamo, ja chcę abyś była szczęśliwa. Wtedy moja dusza też będzie szczęśliwa. I spokojna… - i pokazał mi zielone serce. Matczyne serce, nad którym z energią uzdrawiającej zieleni pochylał się już Archanioł Rafael.
Towarzyszyłam w przejściu tej niezwykłej duszy ziemskiego Anioła, która pogodzona z tym co było zapisane, odeszła w spokoju. Jego bliskich poprosiłam, by - zgodnie z przekazem otrzymanym kiedyś od Archanioła Michała - przez kolejne dni nie przywoływać Emila ani myślami, ani wspomnieniami, bo to czas dla duszy na odpoczynek i zaznanie spokoju, czas nienaruszalny, którego nie wolno przerywać.
Następnego dnia otrzymałam od Anny wiadomość:
- (…) wsłuchiwałam się w siebie, żeby być pewna tego, co napiszę. Czuję się spokojniejsza, mniej przygnębiona, zaczynam patrzeć na to, co mnie spotkało, ze zrozumieniem. I bardzo czekam na to nasze drugie spotkanie…
To świadectwo było bardzo ważne. Najprawdziwsze z możliwych. Wiedziałam, że Anna otwiera się na życie. Tydzień później spotkałyśmy się ponownie. Miałam wrażenie, że mam przed sobą inną kobietę. Promieniała. Było to trudne do wytłumaczenia, ale zupełnie jakby niosła ze sobą światło. Uśmiechała się, upięła włosy, odważyła się założyć coś poza przytłaczającą czernią. Miałam przed sobą kobietę, która powracała do swojego życia. Odetchnęłam z ulgą. Tego tak bardzo chciał Emil…
Po naszym pierwszym spotkaniu Anna otrzymała list od sprawcy wypadku, w którym zginął jej syn. Przepraszał, wyrażał skruchę. Po tak wielu tygodniach czekania na te słowa, były jak mały cud. Po trzech dniach od odprowadzenia, Emil pokazał mi się bym wiedziała, że już jest z powrotem. W poczuciu naszego ziemskiego czasu, odprowadzone dusze wracają nieraz dość szybko, czasami wyznaczają sobie więcej czasu na przepracowanie tego, co sobie ustalą. Ale po powrocie mają już inną formę energii, bez potrzeby czerpania energii z przestrzeni osoby, przy której są lub którą się opiekują. Wracają by wspierać, strzec, chronić, prowadzić, by być. Te z naturą ziemskiego Anioła, na wyższym poziomie rozwoju, decydują się nawet, by zostać Opiekunami Duchowymi żyjących, często bliskich sobie osób, acz nie zawsze. Emil stał przy swojej mamie, tuż za plecami po jej prawej stronie. Kilka razy delikatnie kładł dłoń na jej ramieniu, chcąc by poczuła, że jest.
- Już teraz wszystko będzie dobrze, mamo – i delikatne muśnięcie w policzek, jak delikatny całus. – On tak właśnie przytulał się, i całował w policzek. To cały mój wspaniały syn… - przyznała Anna, ze wzruszeniem w głosie. – Jak ja mam teraz żyć z tym, co się stało? Przecież nie zapomnę o tym… - zwiesiła głowę.
Usłyszałam odpowiedź Emila:
- Po co się zatrzymywać na tym, co było? Stało się, co zostało zapisane. To co ustalone, wypełniło się. Co miało być, było. Nie przystajemy w tej podróży… - i dusza Emila, ta dusza ziemskiego Anioła rozpostarła przede mną wszystkie pary skrzydeł duszy. Aż cztery. Rzadko widuję tak wiele par skrzydeł u ziemskich Aniołów, najczęściej dusze te niosą jedną, dwie pary skrzydeł. Z czterema czy pięcioma spotkałam się zaledwie kilka razy. Choć może ich być i dużo więcej, zwłaszcza w tych czasach transformacji i przemiany. Samych ziemskich Aniołów nie jest tak wielu wśród mieszkańców Ziemi, jak można by było sądzić. Wiedziałam, że Emil był zawsze piękną duszą, co potwierdziła też jego mama, uśmiechniętym, mądrym i życzliwym człowiekiem, przed którym było całe życie. A mimo to z pozycji duszy zrozumiał i zaakceptował swój los i swoje wybory. Przyjął je z pokorą. Kolejne pary skrzydeł duszy były jak potwierdzenie jego wzrostu duchowego. Bardzo wyraźnie pokazał mi, że jest już stopień wyżej w rozwoju swojej duszy, i gotów jest zostać Opiekunem Duchowym swoich bliskich. I zobaczyłam, jak bardzo ten wzrost duszy jest połączony z wybaczeniem i akceptacją. Zostało mi pokazane, jak wznosi się wciąż wyżej, bo „nie żywi urazy” (oryginalny przekaz) i w urazie nie tkwi. Wybaczył przyjacielowi, który spowodował śmiertelny wypadek. Odpuścił mu wszystko i wybaczył. A dusza wzrosła. – Cuda zdarzają się w każdej chwili. Cuda nie znają wieku, nigdy nie jest na nie ani za późno, ani za wcześnie. Cuda bywają zbudowane z drobiazgów – powiedział.
To było tak oczywiste i tak zaskakujące zarazem. Zobaczyłam piękną duszę, która wznosi się wciąż wyżej potwierdzając, jak bardzo ziarno światła jest w stanie wyrosnąć w choćby najgłębszej ciemności. Tam, gdzie ból, rozpacz odejścia, przerażenie matki… Patrzyłam na rozświetloną twarz Anny, która była żywym świadectwem, że każdą schowaną w pustce nicość można ogrzać, wypełnić dobrem i uzdrowić. Że można wybaczyć największemu krzywdzicielowi, bo wybaczamy także dla siebie. Wybaczenie jest także uwolnieniem od więzi z tą osobą, od połączenia z nią i dźwigania tej relacji. Wybaczenie jest formą naszego uwolnienia. Niby to wiemy, a nie znamy. Każdy z nas słyszał o mocy wybaczenia i roli akceptacji, być może nawet rozumie to i zgadza się z tym, ale jak wielu z nas rzeczywiście poczuło całym sobą wybaczenie tym, którzy najbardziej nas skrzywdzili…? Anna już nie obraża się na Boga. I ma swój plan na dalsze życie, plan wypełniony cudami.
Autor: Agnieszka Wykrota – Przysiwek
Ps. Imiona bohaterów opowieści zostały zmienione.
Fot. Internet