Tradycyjny pochówek, czy kremacja ciała po śmierci?

 
To pytanie skierowałam wczoraj do mojej fb grupy *OBDAROWANI*Miejsce Mocy*, i jestem wdzięczna za tak ożywioną i ciekawą dyskusję, aktywność i śmiałe podzielenie się własnymi odczuciami w tym delikatnym przecież, temacie. Jak pisałam, temat choć nie poruszany często, może okazać się ważny w kontekście tego, co się dzieje wówczas z ludzką Duszą. To natomiast nie jest powszechna wiedza.
 
Dyskusja na grupie dość mocno pokazała, że wiele spośród wypowiadających się kilkudziesięciu osób, opowiada się za kremacją ciała po jego fizycznym odejściu czyli etapie, który nazywamy fizyczną śmiercią. Powody wydają się być różne, od niechętnej wizji robaków zjadających rozkładające się ciało (mimo, że ani ciału ani duszy na tym etapie nie stanowi to żadnej różnicy), poprzez uzasadnienie „z prochu powstałeś, w proch się obrócisz”, przez wizje prochów rozsypanych w ulubionym lub pięknym miejscu, pochówku pod drzewem lub otoczakiem albo będąc w pobliżu swoich doczesnych bliskich, spoczywając w urnie na kominku... Są osoby, które myślą o wyjątkowym charakterze donacji, decyzji o pośmiertnym oddaniu swojego ciała na cele naukowe lub badawcze. Dla niektórych to natomiast kwestia wyboru Duszy, w jaki sposób odejdzie, co ma zamanifestować się poprzez wybór samego człowieka. Niektórzy wybraliby kremację, bo ten proces wydaje się mniej bolesny dla bliskich i rodziny, towarzyszącej w „ostatniej drodze” … Wśród komentarzy pojawiła się nawet informacja, że przeciwskazaniem tradycyjnego pochówku może być to, że „siły ciemności mogą grzebać w kościach (pochowanego ciała) i zmieniać DNA”. Poza zdementowaniem tej informacji (pamiętajmy, że internet pełen jest krzykliwych absurdów, a im straszniejszy i poruszający, to bardziej nośny), zwracam uwagę na fakt, byśmy nie dodawali siły niskim energiom powtarzaniem takich informacji i budowaniem w sobie samym podobnych przekonań. Żadna ciemność nie ma wstępu tam, gdzie jej zakażemy wstępu. To tak na marginesie.
 
Są również osoby, opowiadające się za pochówkiem zbliżonym to natury, pochówkiem pogańskim lub tradycyjnym pochówkiem w wierze chrześcijańskiej, podkreślając zasadność powolnego odchodzenia ciała, co ma odzwierciedlać jego powolne przygotowanie się do przyjścia na ten świat. I o ile sposób pożegnania doczesnych szczątków nie ma większego znaczenia dla odczuć ciała po jego fizycznej śmierci, jednak dla ludzkiej świadomości tu i teraz odgrywa pewną rolę. A z pewnością odgrywać może dużą rolę dla świadomości nieśmiertelnej Duszy. Jest powszechną wiedzą, że doczesne odejście jest jedynie i aż częścią dalszej podróży. A podróżuje Dusza...
 
Okazuje się, że tradycyjny pochówek albo kremacja także dla niej mogą mieć istotne znaczenie. Dlaczego? To nie wygląda, wbrew krążącym opiniom tak, że nagle po śmierci ciała fizycznego dusza w jednej chwili opuszcza ciało i podąża dalej. Dusza do tego odejścia potrzebuje się przygotować, dokładnie tak jak przygotowywała się do zejścia na Ziemię. Tu nie ma pośpiechu, bo i w perspektywie wieczności nie ma żadnego „natychmiast” – jest za to staranność przerobienia konkretnych pożądanych doświadczeń. Bo nawet wtedy, kiedy ciało po śmierci fizycznej już niczego nie odczuwa, dusza wciąż niezmiennie doświadcza. Przywołany w komentarzach czas pochówku po upływie 72 godzin, kiedy zgodnie z przekazami dusza miała jeszcze być przy ciele lub do ciała powracać, odnosi się raczej do tradycji chrześcijańskich. Tradycyjnie pochówek przygotowywano na wspomnienie dni zmartwychwstania Jezusa, w trzy dni po śmierci. Trójka zresztą ze swoją energią potrójności i trójcy jest tak wszechstronnie symboliczna, że nawet już to mogło się odwoływać do prastarej świętości tej liczby i być wskazywane jako najlepszy czas na odejście do świętości lub w świętości. Z perspektywy ludzi, nie samej duszy. Ona ma własny rytm i własny plan, stąd zdarzać się mogą sytuacje, że odchodzi w dalszą drogę dość szybko, a innym razem trwa przy fizycznym ciele dłuższy czas, a nawet w pewnym „zawieszeniu” (to ostatnie dotyczy zwłaszcza fizycznej śmierci w wyniku nagłych zdarzeń losowych lub wypadków albo sytuacji, na które człowiek nie był przygotowany). Jakie to sytuacje? Tragiczne zdarzenia, w tym śmierć wskutek podjęcia własnej decyzji o odejściu, bez względu na to, czy człowiek targnął się na swoje życie wskutek nagłej emocji, czy pod wpływem substancji ograniczających świadomość etc. Dusza pozostaje wtedy często w swoistym zawieszeniu, nie mogąc iść dalej, również ze względu na przekonanie, które często człowiek budował w sobie przez całe ostatnie doczesne życie, mianowicie że „dusza samobójcy nie dozna zbawienia, że to ciężki grzech etc.”. I postrzeganie świata z poziomu umysłu człowieka ma najwyraźniej wpływ na świadomość duszy jeszcze w określonym czasie po fizycznej śmierci, skoro hamuje jej dalszą podróż. Taka dusza najczęściej po pewnym czasie poszuka energii i bezpieczeństwa w przestrzeni żyjącej osoby – przestrzeni, która jest jej na ileś znajoma, pod kątem emocji, doświadczeń albo… nałogów. Nieświadomie obciąża wtedy żyjącego człowieka, stanowić jego podczep i czerpiąc energię, do momentu aż zostanie właściwie odprowadzona. To nie wiedza teoretyczna, a doświadczenie praktyczne i efekt moich osobistych prac badawczych. Będąc medium i pracując w różnym zakresie z duszami, ale i z szeroko pojętą energią przyznam, że niewidocznym, a niezwykle odczuwalnym u wielu osób efektem pandemii covid było właśnie energetyczne obciążenie podczepami. Jedna z klientek, która zgłosiła się do mnie w stanie skrajnego wyczerpania, miała przy sobie aż 17 podczepów!
 
Zdarza się, że Dusza potrzebuje czasu na odejście, jeśli wciąż jest niepokojona przez płaczących i rozpaczających bliskich. Rozpamiętywanie i przywoływanie zmarłego może opóźnić duszy jej odejście, co nie jest dla niej naturalne, bo zakłóca dalszą podróż. Kolejną sytuacją, kiedy dusza może potrzebować więcej czasu, jest oczekiwanie na wybaczenie ze strony kogoś z doczesnego życia, bo brak wybaczenia doznanych krzywd może wiązać duszę z taką osobą energetycznie w niezwykle trwały sposób i w przestrzeni pozacielesnej. Podobnie rzecz się ma z duszami objętymi energią ślubowań, spętań lub zaprzedań etc. Tym, co może opóźniać dalszą wędrówkę duszy, jest również wspomniane już odejście w wyniku nagłego zdarzenia, dusza potrzebuje pewnej przestrzeni nazywanej przez nas „czasem”, by zrozumieć, a raczej przypomnieć sobie, co się wydarzyło, i wtedy móc pójść dalej.
 
Jaki to ma związek z pochówkiem ciała po śmierci fizycznej? O tym za chwilę. Zacznę jednak od tego, że jestem pod nieustannym wrażeniem tego, jakże wielką mądrość nosili w sobie nasi słowiańscy przodkowie i praprzodkowie. Według ich wierzeń, ludzka dusza jako całość składa się z dwóch elementów, świadomości i tchnienia. Trudno dzisiaj nie zgodzić się z takim wyobrażeniem nieśmiertelnej duszy, która przecież jest powiązana ściśle z Najwyższą Jaźnią i najczystszą formą Świadomości. Ona WIE. My jako ludzie nie musimy wszystkiego pojmować i rozumieć, widzimy tylko wycinek dzisiejszej historii i obrazu, a DUSZA WIE. Te składowe dopełniające całość mogą w pewnym zakresie wyjaśniać, jak to możliwe, że dusza idąc dalej w swoim rozwoju, jednocześnie w jakimś zakresie pozostaje przy bliskich, chroniąc ich i wspierając. Słowianie mocno odnosili to, co duchowe do tego, co powiązane z żywiołami. Ich wierzenia na temat życia pośmiertnego wspominały o swoistym podziale ludzkiej duszy pomiędzy bóstwa ziemi (Welesa, Mokosz) i niebios (Peruna, Swaroga). Te wierzenia znalazły swoje odzwierciedlenie w stosach ciałopalnych - z jednej strony jakaś część ludzkiej istoty ulatywała do niebios wraz z wiatrem i dymem (co miało odzwierciedlać łączność z żywiołem powietrza), część zaś wraz z pozostałościami stosu pogrzebowego była składana w ziemi, łącząc się nie tylko z żywiołem ziemi, ale i Matką Ziemią. Dawni Słowianie kultywowali powszechnie ciałopalną formę pochówku (podobnie jak m.in. ludy nordyckie) nadając szczególne znaczenie symbolice żywiołu ognia, który miał mieć oczyszczającą moc i miał zapewnić zmarłemu bezpieczne dotarcie jego duszy do właściwego miejsca. Natomiast w słowiańskich wierzeniach, po 40 dniach wędrówki dusza ludzka przekraczała wielką wodę tzw. Rzekę Zapomnienia (żywioł wody), dołączając do grona dusz zmarłych przodków. Ciekawe to prastare odniesienie do 40 dni, prawda? Tradycja ciałopalenia miała jeszcze jedno znaczenie – ogień miał zabezpieczyć duszę przed jej powrotem pod postacią demona, zaś same wierzenia na temat upiorów i wampirów na obszarze Słowiańszczyzny nasiliły się w czasie, gdy przez zmianę religii ludzie zostali zmuszeni do zaprzestania praktyk ciałopalnych (trwały one jeszcze do XI wieku).
 
Kremacja nie jest jednak tym samym, co tradycja ciałopalenia. Proces opuszczania ciała przez duszę na pogrzebowym stosie ciałopalnym jest w pewien sposób naturalny, niewymuszany, powolny i spokojny. Temperatura ognia zwiększa się sukcesywnie, nawet jeśli docelowo osiąga ponad 500 stopni Celsjusza, to dzieje się to nie nagle. Gdybyśmy mieli o tym powiedzieć ludzkim językiem, to dusza ma czas i możliwość, by niejako „oswoić się” z ruszaniem w dalszą podróż. Natomiast nagłość procesu kremacji bywa dla duszy … szokiem. Pamiętajmy, że wszystko we Wszechświecie ma swoją emanację i częstotliwość wibracji, także dusza. W zetknięciu z nagłą fizyczną temperaturą 800 stopni Celsjusza dusza może równie nagle opuścić ciało jakby z niego „uciekając” i ponieść szkody, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć, ani określić. Tym bardziej, że dusza ma swoje centrum w przestrzeni ciała ludzkiego i nagła styczność z tak potężną temperaturą może wywołać nieprzewidzianą – po ludzku powiedzielibyśmy, szokową - reakcję. Po takim doświadczeniu duszy bywa trudno odnaleźć drogę i ruszyć w dalszą podróż. Skąd o tym wiem? Z praktyki. Niejednokrotnie spotykałam się z sytuacją, kiedy dusza ludzka została zagubiona właśnie po poddaniu ciała kremacji. Wnikliwie badałam to zjawisko, także we współpracy z kilkoma innymi jasnowidzami, chcąc zrozumieć z czym dokładnie się to wiąże i dlaczego dusza ludzka tak reaguje na kremację. Za każdym razem pojawiał się „przestrach”, „szok” i „potrzeba ucieczki przed niszczącą nagłą falą palącego żaru”. Wszystko we Wszechświecie jest energią i z niemal czystej energii jest zbudowane – w tym kontekście zetknięcie energii palącego żaru krematoryjnego pieca z subtelną energią światła duszy może być czymś, na co dusza może nie być gotowa. Tak było w sytuacjach wielu osób, u których to widziałam. Zapisuje się to również w pamięci komórkowej i na matrycy energetycznej, więc przy pracy z uzdrawianiem wcieleń, czy też uzdrawianiem duszy taka „utrata duszy” jest zapisana, najczęściej rzecz jasna w odniesieniu od ostatnich reinkarnacji, od kiedy stosowano krematoria. To ryzyko „utraty duszy” wskutek kremacji ciała nie jest wiedzą powszechną, ale doświadczeni praktycy, medium i znani jasnowidze wiedzą o tym, i osobiście słyszałam, jak niektórzy przestrzegają swoich bliskich przed takim wyborem. Czy wyjątkiem jest sytuacja, kiedy ciało zostaje poddane kremacji po dłuższym czasie od śmierci fizycznej? Niekoniecznie, bowiem dusza często czeka przy ciele do momentu rytuału pogrzebowego, by móc niejako pożegnać się z żałobnikami, rodziną i bliskimi osoby – i dopiero wtedy pójść dalej.
 
Pod tym względem pochówek znany dzisiaj jako tradycyjny, wydaje się naturalniejszym procesem. Tak jak napisano, proces tworzenia nie był ani pospieszny ani nagły, za to przepełniony świadomością i miłością, dusza wybrała dane ciało w danej rodzinie i schodziła do niego w spokoju przez 9 miesięcy. Zatem odzwierciedlający to moment odejścia powinien być podobny, pełen spokoju i możliwości harmonijnego połączenia z Najwyższym Światłem. „To co jest na dole, jest takie jak to co jest na górze; a to co jest na górze, jest takie jak to co jest na dole. Poprzez to dokonują się wszelkie cuda…”, jak mówi Uniwersalne Prawo Zgodności, jedno z Praw Szmaragdowych Tablic (https://doktoraniol.com/prawa-szmaragdowych-tablic.html).
 
Autor: Agnieszka Wykrota – Przysiwek
 
 
fot. internet

 

Dodaj komentarz
Doktor | Anioł - Wszelkie prawa zastrzeżone © 2024
Powered by Quick.Cms | Webmaster by Zakładanie stron